Moje miasto...
I ja...
Ta ulica
Tę ulicę znałam już od bardzo dawna
Do piekarni nią chodziłam po bułeczki
Blisko młyna w którym były jeszcze żarna
Całkiem blisko tej nie całkiem czystej rzeczki
Na ulicach już powoli gasły światła
Nocny stróż odchodził całkiem w zapomnienie
Gdzieś na chleb czekała moja matka
Moje drogie dziś bolesne to wspomnienie
Z siatką w ręku głową w chmurach rozmarzoną
Wędrowałam tą ulicą w ciepłym swetrze
Uśmiechałam się na widok tamtej pary
Potajemnie całującej się na wietrze
Szum tramwaju słychać było gdzieś z daleka
Gwar śpieszących na przystanek tłumu ludzi
Jeszcze trochę z bram wysypie się też dziatwa
Szkolny dzwonek tak na dobre ją obudzi
Ktoś na kogoś gdzieś tam jeszcze będzie czekał
Resztki snu nim zetrze całkiem z twarzy
Tak spokojnie obok mnie płynęła rzeka
Tyle rzeczy jeszcze tutaj dziś się zdarzy
Ja chłonęłam całym sercem o poranku
Każdy zgrzyt mojego miasta szelest wszelki
Każdy klakson sunącego głośno auta
I stawianej cicho z mlekiem gdzieś butelki
Dzwon kościelny czasem mącił moje myśli
Bił miarowo głośno dumnie i dostojnie
Radio grało w eter niosła się muzyka
Spiker mówił o podatkach i o wojnie
Szłam w podskokach lub powoli lecz radośnie
Pełna wiary i nadziei dawnych wspomnień
I myślałam jeszcze wtedy w swej prostocie
Że ten świat należał będzie kiedyś do mnie
Parkowa ławeczka
Na ławeczce odrapanej w parku pod kasztanem
Raz przysiadła starsza pani z jeszcze starszym panem
Pani z laską i pan z laską i z brodą bardzo siwą
Spór toczyli pewnie jakiś rozmowa szła żywo
Rozprawiali sobie głośno staruszek ze staruszką
A w milczeniu spoglądali na idących dróżką
Potem znowu coś do siebie w oczy patrząc mówili
Widać było że od dawna są dla siebie mili
Uśmiechała się staruszka gdy mówił pan z brodą
Ktoś niechcąco ich podsłuchał wspominali młodość
Pan staruszek kręcił głową z uśmiechem na twarzy
Wspominali dawne czasy gdy chcieli jeszcze marzyć
Zaśmiewali się też głośno do rozpuku prawie
Na wspomnienie dni szalonych spędzanych na zabawie
Czas kuligów karnawałów tańców aż do ranka
I że tutaj na tej ławce ich pierwsza była randka
I siedzieli na ławeczce zawsze uśmiechnięci
Na spacery po tym parku ciągle mieli chęci
Każdy wiedział już od dawna że to jest ich ławka
Starszej pani tej co z laską i z brodą siwą dziadka
Jednak kiedyś coś się stało coś trochę dziwnego
Bo nie było już staruszki i pana tego starszego
Zasmuceni nieco ludzie po kątach gdzieś szeptali
Że to stało się tak nagle że poumierali
Liście z drzew opadły miękko tygodnie minęły
Potem zima wiosna lato i róże znów się pięły
Na ławeczce pod kasztanem co długo stała pusta
Chłopak lubej swej całował rozpalone usta
Wspomnienia
Zakurzone
Przygniecione wydarzeniami
Co nie zawsze takie piękne
Lecz często trudne są
Leżą w skrzyniach
Poukładane warstwami
Przeplatane śmiechem czasem łzami
Wspomnienia
Które często bardzo długo w nas tkwią
Niepotrzebnie
Pomieszane
Wyniesione na strych
Prawie jak niechciane choć nasze
Czekają na jakieś jutro na przyjazną rękę
Na przyjazne słowa
Nie na takie że zaśmiecają poddasze
Czasem wracają przypominane po cichu
Nie chcą łez ale się nimi karmią
Zakurzone wspomnienia
W starych skrzyniach
Na strychu